Złość nasza powszednia – dwie sytuacje

Pojechaliśmy do kościoła na wieczorną mszę. Alusia (prawie 4 lata) tego dnia nie miała drzemki, była delikatnie mówiąc rozdrażniona i niespokojna. Nie była w stanie wysiedzieć w ławce. Nie pomogła wycieczka do szopki. Wyszliśmy do przedsionka. Trzymałem ją na rękach. W którymś momencie zerwała mi maseczkę z twarzy i urwał się sznurek. Złość do mnie nie przyszła, bo już od jakiegoś czasu rozumiałem, że jej złe zachowanie w kościele spowodowane jest zmęczeniem. Mogłem ją zostawić z babcią w domu, źle oceniłem jej siły tego wieczoru. Pokazałem jej bez słowa urwany sznurek. Przez chwilę nic nie mówiła i w końcu powiedziała – Przepraszam tatusiu. Odpowiedziałem – Nic wielkiego się nie stało, uda mi się chyba przywiązać sznurek do maseczki. To dlatego, że jesteś już zmęczona.

Alusia przyniosła sobie do salonu talerz kaszy gryczanej z kuchni, który został tam po obiedzie. Usiadła na kanapie i zaczęła jeść. Niestety Michałka (10 msc) talerz też zainteresował, a że akurat był w jego zasięgu, to złapał go i pociągnął. Kasza rozsypała się po kanapie i dywanie, co trochę mnie rozdrażniło. Poprosiłem Alusię, żeby odniosła talerz do kuchni. Po drodze do kuchni, urządziła sobie w korytarzu wyścigi z kaszą. Większość kaszy wylądowała na podłodze. Krzyknąłem – Aluśka, zobacz co narobiłaś! Chodź tu natychmiast, musimy to posprzątać! – Posłusznie wzięła swój sprzęt do zamiatania. Ja wziąłem swój i zaczęliśmy sprzątać. Gdy już byliśmy gotowi, żeby zmieść przygotowaną kupkę kaszy na szufelkę, pozwoliłem to zrobić córce. Niestety, nie udało jej się tego zrobić, zdenerwowała się i zaczęła rozrzucać kaszę po korytarzu. Złość we mnie buzowała, krzyknąłem – Aluśka, co Ty wyprawiasz? – Wtedy ona swoją szczotką porozrzucała resztę kaszy. Poniosło mnie i odciągnąłem ją od miejsca zdarzenia po panelach po podłodze. Na to ona wybuchnęła płaczem i pobiegła do mamy. Dokończyłem sprzątanie sam i od razu podszedłem do niej. – Przepraszam Cię kochanie. Nie powinienem Cię tak ciągnąć po podłodze. – Odpowiedziała. – Ja też Cię przepraszam tatusiu za rozsypanie kaszy.

Bywa tak, że zanim złość do mnie przyjdzie to jestem w stanie rozumowo przygotować się na rozwój zdarzeń i niejako złości uniknąć. Szczególnie wtedy, kiedy zmęczona jest moja córka, a nie ja. Czasem jednak życie toczy się zbyt szybko, ja jestem zmęczony, czy z innych powodów zbierają się we mnie zalążki złości. Wtedy zwykła dziecinna nieporadność może spowodować poirytowanie. Ponieważ moja córka to typ walczaka, często sama na moje poirytowanie odpowiada złością i mamy eskalację. Rzadko, bo rzadko, ale zdarza mi się przekroczyć jej granice w takiej sytuacji. Wtedy zwyczajnie ją przepraszam. Druga sytuacja trwała może 5 min łącznie ze sprzątaniem i przeproszeniem. Po 5 minutach nie było już złości i wróciła nasza rodzinna harmonia.